Kolejny raz i kolejny, bez wytchnienia…
Za każdym razem boli mocniej, wszystkie moje emocje kumulują się w sobie, to osłabia moje ciało, nie pozwala myśleć, żyć…
Walczę, próbuję, rozmawiam, ale odpowiedzi brak, po drugiej stronie głucha cisza…
Czy mój mąż zakochał się w innej?
SZUKAJĄC PROBLEMÓW
Kiedy widzi, że to już nie przelewki słyszę w odpowiedzi, że problemu nie ma, to ja go stwarzam, bo coś sobie ubzdurałam.
Nic się nie dzieje to ja szukam problemu…
Nic się nie dzieje powiadasz?, to dlaczego to sprawia ból, przyprawia o mdłości i rani?
Przychodzi zwątpienie, kto tu ma racje?
Problemem jest ona, niby nikt, ale potrafi swoją osobą sprawić, że mój mąż się zmienia.
Jego zachowanie względem mnie jest inne, gorsze, on mnie lekceważy i żartuje ze mnie, tyle, że mnie to nie śmieszy…
I tylko dla mnie jest to problem, ups, problemu nie ma, to ja wszystko wyolbrzymiam…
Często zastanawiałam się, czy być może on ma racje? Może to ze mną jest coś nie tak?
Widzę coś co jest normalne i przeszkadza tylko mi? Z drugiej strony co jest normą?
Jakie zachowanie mojego męża jest ok? Kiedy woli zranić mnie niż odmówić jej jest ok?
Czy śmianie się z moich słabości jest ok?
Może ignorowanie mojej osoby przy niej to uznana norma przez społeczeństwo?
MOJE UCZUCIA
Po każdej takiej wizycie czułam się jak nikt, nic i jeszcze mniej…
Mój mąż już wielokrotnie przekroczył barierę dobrego smaku.
Nadal jednak twierdził uparcie, że to ja sobie coś ubzdurałam, że problem istnieje tylko w mojej głowie.
W naszym małżeństwie zawsze istniała taka prosta zasada, nie robię czegoś co może zranić mnie kiedy zrobi to on.
Co stało się tym razem, czemu już tego nie przestrzega?
Czy on już nie pamięta o naszej zasadzie?
Przestało mu zależeć, nie jestem już ważna, kiedy przyszedł ten moment?
Kiedy mój mąż zakochał się w innej?…
Im bardziej drążę temat, pytam, chcę rozmawiać, zrozumieć, tym bardziej on broni swojego przekonania, że to nic takiego.
O co chodzi?, co się stało, gdzie w tym wszystkim jesteśmy my, czy nas już nie ma?
JESZCZE WALCZĘ
Kiedyś miłość mojego życia, teraz facet bez skrupułów, śmiejący się z tego co czuję, co mówię, jak walczę o nas…
Czy to ja, czy to moja wina, co robię źle, lub czego nie robię?
Nie ma między nami porozumienia, on mnie nie słucha, on już nie słyszy…
Każdego dnia walczę, ale właściwie dlaczego?
W moim pierwszym małżeństwie odeszłam nie po tym jak na jaw wyszła jego zdrada.
Nie po tym jak zostawił mnie samą z niemowlakiem i zaczął żyć swoim życiem, ale obok nas.
Odeszłam kiedy jego brak szacunku do mnie był tak rażący, że sama siebie przestałam szanować…
Teraz widzę więcej, szybciej. Zauważam pewne rzeczy, sygnały, mimo tego nie zawsze i nie wszystko.
Walczyłam wczoraj, walczę dzisiaj, ale czy sił starczy mi na jutro?
Każdego dnia budzę się z nadzieją, że zrozumie, że będzie jak kiedyś.
Wiem jednak, że jeśli nic nie zmieni się u niego, zmieni się u mnie, radykalnie i nieodwracalnie. Bo miłość bez szacunku dla mnie sensu nie ma…