W życiu widzimy wiele zachowań, jedne nas zaskakują, a inne nie robią na nas wrażenia, jeszcze inne uznajemy za normę.
Dla każdego norma to inne zachowania i nie zamierzam przekonywać kogoś do słuszności mojego zdania.
Relacje w związku, inaczej teraz do nich podchodzę, nie godzę się już na wszystko.
To jak rozumiem otaczającą mnie rzeczywistość teraz, to nie to samo co było kiedyś.
NASZE NORMY
Ja zawsze uważałam, że mam zwyczajną rodzinę.
Nie pasowało mi wiele rzeczy i zachowań, ale tłumaczyłam to sobie, że pewnie wymyślam.
Bo czy można mieć w życiu wszystko?
Kochającego męża, dbającego o mnie i dzieci, szanującego, oddanego i lojalnego?
Nie wymyślaj! Nie bije, za dużo nie pije, czego byś jeszcze chciała?
No właśnie nie wiem czego, ale na pewno nie tego, co mam, bo co właściwie mam?
Mam życie, które mi nie bardzo odpowiada, ale nie wiem, w którym kierunku iść…
RELACJE W ZWIĄZKU, ALE TE ODBIEGAJĄCE OD NORMY
Nigdy w związku nie czułam się ważna, nie najważniejsza.
Bo to się widzi i czuje, kiedy w rzeczywistości jesteś żoną, a tak naprawdę nikt nie pyta Cię o zdanie i nie słucha, kiedy mówisz.
Nawet kiedy nie zgadzałam się w jakiejś kwestii, to moja opinia nie była brana pod uwagę, robił to co chciał.
To nie jest odpowiednie zachowanie, tworząc związek partnerski.
Będąc w związku, jesteśmy w obowiązku przestrzegać pewnych zasad, a jedną z nich jest szacunek.
Mamy prawo mówić, a nie tylko słuchać i wykonywać polecenia.
Kwestie finansowe, pięknie brzmi, ale nic nie mówi na temat. Jak dla mnie bardziej pasuje, wydzielanie pieniędzy.
Ja nie miałam swoich pieniędzy, czy pracowałam, czy siedziałam w domu. Co robiłam nie miało znaczenia, nie miałam i już.
Długo nie posiadałam karty do naszego wspólnego konta.
Po co płacić za dodatkową kartę?…
Tłumaczyłam się z każdych zakupów, a coś dodatkowego często chowałam i wyciągałam, kiedy miał lepszy humor, by to zaakceptować.
Po co Ci nowe ubrania, jak nie wchodzisz po ciąży w te stare to schudnij i będzie po problemie…
Swoje zachowanie tłumaczył tym, że on chce odkładać, dla nas, na naszą przyszłość, a ja byłam taka rozrzutna.
Zakupy raz w tygodniu za określoną kwotę, nie ma odstępstw. Nawet gdy jestem w ciąży i jest pusta lodówka, a to środek tygodnia. Trzymamy się twardo zasad.
Na dziecko żałował mniej, ale… i tu wkracza kolejny, gigantyczny problem, jak widzę nie tylko u mnie.
SAMA ZE WSZYSTKIM
On nie dotykał się do dziecka, celowo nie napisałam „nie pomagał”, bo to żadna pomoc.
To jest tak samo jego obowiązek, jak i mój, bo to nasze dziecko.
Tu nie ma tłumaczeń, bo on pracuje, ja nie leżałam. Nie miałam takiej możliwości, by się przespać, kiedy dziecko śpi.
Mój syn spał pół godziny po godzinnym bujaniu w dzień, raz, może dwa, a w nocy przysypiał na chwilę. Często budził się nad ranem i już nie zasnął.
Było tak wiele poranków, kiedy budziliśmy się na podłodze, bo po nocnej zabawie oboje zasnęliśmy, nawet nie wiem kiedy…
Nie był chory, nic mu nie dolegało, był po prostu jednym z tych dzieci, które mało śpią, a dużo płaczą, jeśli nie są noszone na rękach.
Ja to zaakceptowałam i poświęcałam mu uwagę, a jego tatuś przeprowadził się do drugiego pokoju, bo on musi się wysypiać.
Kiedy zmęczenie jest już tak wielkie, że przysłania rozsądne myślenie, przestajesz walczyć.
Obojętne staje się wszystko co wokół Ciebie się dzieje, obojętnością staje się codzienność.
Tylko czasami są kłótnie, w których to Ty się czepiasz i szukasz problemów.
Siedzisz w domu i z nudów wymyślasz, a on ciężko pracuje i jeszcze musi wysłuchiwać Twoich żalów…
Przez rok był z nami z pięć razy na spacerze, a sam?, nie przypominam sobie takiej inicjatywy.
Siedzenie na telefonie, picie z kolegami, to oczywiście w ramach relaksu, bo mu się należy po pracy…
Nie logiczne przyzwyczajenia, te wszystkie słowa, czyny lub ich brak, bez szacunku, zrozumienia i miłości.
On ma prawo do wszystkiego, Ty do niczego…
BEZNADZIEJNE ŻYCIE
Moje dziecko od samego początku miało tylko mnie.
Czy to normalne, że musiałam komunikować, kiedy idę się kąpać, a potem tłumaczyć, dlaczego trwało to tak długo? On w tym czasie zajmował się synem.
Kiedy mój syn ząbkował, ja nie wiedziałam, jak się nazywam…
On nie płakał, on wył z bólu, a ja, żeby mu go jakoś ulżyć godzinami nosiłam go na rękach, nie pomagały syropy, maści, nic.
Czy miałam pomoc?, nie. Bywało, że nie miałam siły go już nosić, wtedy płakaliśmy razem. On z bólu, a ja z bezsilności…
W takie dni tatuś się ewakuował, zawsze było coś do załatwienia, czyjeś urodziny czy spotkanie.
Po co siedzieć z brudną, zapłakaną, zmęczoną i wiecznie marudzącą żoną?…
Pozwoliłam sobie na takie traktowanie, godziłam się ze swoim losem, ze smutkiem i z rezygnacją żyłam dalej…
Żyjąc tak na co dzień nie zdawałam sobie sprawy, że to nie jest normalne.
Nawet dziwne komentarze innych ludzi nie wzbudziły we mnie refleksji na ten temat.
Czemu nic z tym nie zrobiłam? Bo tego nie widziałam, bo myślałam, że to normalne…
Kiedy już zauważyłam, miałam dość, nie miałam odwagi, siły, chęci… by to zmienić.
Tak łatwo powiedzieć „jak możesz na to pozwalać?, nie daj się, zrób coś z tym!”, łatwe w powiedzeniu komuś, kosmiczne w wykonaniu dla kogoś…
Ja dziś wiem, że te zachowania nie były, nie są i nigdy nie będą poprawne. One ograniczają nasze prawa, nie można wyrażać na nie zgody.
Nawet jeśli nie umiesz jeszcze tego zmienić, nie czujesz się na siłach, nie wiesz jak, nie masz odwagi…
To wiedz, że już zrobiłaś krok milowy, bo to widzisz.
Wiesz już, że to nie norma i nie życie, w jakim chcesz uczestniczyć.
Ty już widzisz, a nie tylko patrzysz, to pierwszy i najważniejszy krok do lepszego jutra.